Autor Wiadomość
ladyeve
PostWysłany: Wto 16:44, 09 Maj 2006    Temat postu: zakaz palenia w miejscach publicznych?

Totalny zakaz palenia
Agnieszka Jędrzejczak

Rozsiadając się na kanapie w sejmowym saloniku klubu PiS dla gości, poseł Cymański odruchowo szuka papierosów w kieszeniach. – Są boskie – wzdycha. – Uspokajają, pozwalają nawiązywać kontakty towarzyskie, negocjować. Łatwiej mi będzie przygotować i przeforsować tę ustawę, niż zerwać z nałogiem.
Od czasu, gdy obwieścił w jednym z tabloidów, że rzuca palenie i zaczyna prace nad zaostrzeniem restrykcji dla palaczy, telefony wprost się urywają. – Dzwonią i chwalą. Chcą poznać szczegóły, oferują pomoc w przygotowaniu ustawy i zasypują mnie statystykami.
Poseł liczy, że ustawę uda się uchwalić już na jesieni i że weszłaby w życie od początku nowego roku.

Trzeba z tym skończyć

Jako jeden z pierwszych zgłosił się profesor Witold Zatoński, najbardziej rozpoznawalna twarz polskiego lobby antytytoniowego, szef Zakładu Epidemiologii i Przeciwdziałania Nowotworom Centrum Onkologii w Warszawie i zachęcającej od 1991 roku do zerwania z nałogiem Fundacji Promocji Zdrowia. Cieszy go zapał posła Cymańskiego: – I pomyśleć, że parę tygodni wcześniej w sejmowej komisji zdrowia poseł wygłosił płomienną mowę w obronie palenia. Po ostatnim posiedzeniu komisji poinformował publicznie, że zdecydował sie na rzucenie palenia. Pogratulowałem mu.
O szczegółach przygotowywanego projektu mówi ostrożniej: – Staram się wykorzystać każdą taką inicjatywę ze strony polityków, także posłowi Cymańskiemu będę służyć pomocą i doświadczeniem.
Zatoński już w latach 80. w pionierskich w Polsce badaniach udowodnił bezpośredni związek palenia z powstawaniem raka. Jedynie co dziesiąty polski mężczyzna nie sięgał wtedy po papierosa, a statystyki umieralności rosły w zastraszającym tempie. Nie udało mu się jednak przekonać ówczesnych władz do podjęcia działań. – Walczyły z rosnącą niepopularnością, przekupując Polaków środkami uspokajającymi: tanim tytoniem, wódką i kiełbasą – mówi.
Dopiero zmiany po 1989 roku pozwoliły mu działać. Stworzoną przez niego i restrykcyjną jak na owe czasy w Europie ustawę parlament przyjął w 1995 roku. Ochronę niepalących miały gwarantować wydzielane w pracy palarnie i strefy dla palaczy w knajpach. Kolejne ustawy przyniosły całkowity zakaz reklamy tytoniu (w 2001 roku). To Zatońskiemu nie wystarcza: – Niepalący wciąż są często narażeni na papierosowy dym na przystankach, w pociągach, a najczęściej w pubach i kawiarniach. Trzeba coś z tym zrobić.

Zrobimy ci Nową Zelandię

Poseł Cymański długo i kwieciście opowiada o zagrożeniach wynikających z palenia i o założeniach nowej ustawy. Wyliczankę projektowanych zakazów (patrz ramka obok) podlewa statystykami typu: „co sześć sekund umiera palacz” czy „90 procent umierających na raka to palacze”. Chce, by cała przestrzeń publiczna stała się strefą wolną od tytoniu. Nie wolno będzie palić nawet na powietrzu.
– Na ulicach też? – pytam. Poseł się waha. – A jak pani przechodzi ulicą, a grupka palaczy dmucha pani prosto w twarz, to chyba nie jest przyjemne – przekonuje. – Palenie tylko w domu, bo tylko mój dom jest moją twierdzą.
Inspiracją tych radykalnych rozwiązań jest dla posła Nowa Zelandia. Pomagający Cymańskiemu gdański lekarz – szef Kliniki Onkologii i Radioterapii Akademii Medycznej w Gdańsku profesor Jacek Jassem – chwali zmiany wprowadzane przez Nowozelandczyków: – Obecnie zakazana jest tam reklama tytoniu, do palenia zniechęcają widniejące na opakowaniach drastyczne zdjęcia płuc zajętych przez nowotwór. Od 2003 roku obowiązuje całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych – wolne od dymu są nie tylko szpitale, szkoły, ale też puby, restauracje, miejsca pracy, parki. Rząd rozważa wprowadzenie w perspektywie 10 lat całkowitego zakazu palenia poza domem i handlu tytoniem. Obywatele będą mogli go sprowadzać z zagranicy i hodować jedynie na własny użytek w przydomowym ogródku – opowiada Jassem. Nowa Zelandia cenzuruje też palenie w sztuce – to tam miała miejsce premiera „Carmen” w wersji beznikotynowej, choć tytułowa bohaterka pracuje w fabryce cygar.
Cymański: – U nas coś takiego skończyłoby się jak prohibicja w Stanach. Ale kto wie, może za 20 lat?
Ewentualne skutki wprowadzenia restrykcji Cymańskiego można już dziś obserwować na eksperymentalnych poletkach samorządowych. Od 1997 roku radni kilkunastu polskich miast rozszerzyli strefy niepalenia o przystanki, parki, place zabaw. Jako pierwszy zakazy wprowadził Toruń osiem lat temu. Efekt? Liczba mandatów stale rośnie. W 2005 roku strażnicy złapali 714 osób – 246 ukarali mandatami, resztę pouczyli. – Rok wcześniej ukaranych było tylko 46, a na początku akcji tylko pouczaliśmy palących – tłumaczy rzecznik straży miejskiej Jarosław Paralusz. Mandat wynosi najczęściej 50 złotych. Karze się głównie młodych, gdy popalają na szkolnym boisku.
Zakazy palenia na przystankach wprowadziły też Kraków, Bielsko-Biała, a ostatnio Rzeszów (także w miejskich parkach i na placach). Do zakazów przymierzają się też poznaniacy. – To trochę terror, ale zdrowy – przyznaje rzecznik rzeszowskiego prezydenta.

Tylko dla palących

Wprowadzanie zakazów ma jednak i złe strony. Najgłośniej przeciw restrykcjom protestują nie koncerny tytoniowe, ale właściciele pubów i restauracji bojący się odpływu klientów i spadku obrotów.
– Polski sektor usług, w tym gastronomia i hotelarstwo, wreszcie zaczyna się rozwijać, a rządowe restrykcje mogą gwałtownie to zahamować – martwi się Ryszard Berendt, prezes Polskiego Zrzeszenia Barmanów.
– Właściciele knajp sieją niezdrową panikę – ripostuje Cymański. Profesor Zatoński: – Irlandczycy czy Włosi też obawiali się odpływu klientów, a proszę – po chwilowym spadku obrotów o 15 procent wszystko wróciło do normy. Liczba klientów nawet wzrosła, bo teraz do pubów chętniej chodzą niepalący. Ja też nie chodzę, ale gdy wprowadzimy zakaz, może zacznę. Gastronomia tylko na tym zyska.
Berendt jednak przekonuje, że klienci wrócili do irlandzkich pubów tylko dzięki szybkiej reakcji ich właścicieli. Opowiada o popularnym w Irlandii wydzierżawianiu chodników przed pubami i ustawianiu tam specjalnych wiat dla palaczy, w zimie dodatkowo ogrzewanych. – Irlandzkie życie towarzyskie przeniosło się na chodniki, w lecie palacze okupują piwne ogródki.
O palącego klienta walczą też na ulicach kanadyjskiego Edmonton (gdzie temperatura w zimie spada do minus 30 stopni) i japońskiej stolicy Tokio (ze względu na duże zanieczyszczenie powietrza wprowadzono tam zakaz palenia na ulicach), gdzie właściciele barów i koncerny tytoniowe ustawiają specjalne autobusy dla palaczy. Włoscy i hiszpańscy restauratorzy z kolei budują specjalnie klimatyzowane palarnie.
W klimatyzację zainwestowało też wielu polskich knajpiarzy. Od kilku lat we współpracy z koncernami tytoniowymi prowadzą akcję „Lokal z dobrą atmosferą”. – Świeżego powietrza w restauracjach i pubach nie trzeba wprowadzać zakazami. Naprawdę wystarczy dobrze funkcjonująca klimatyzacja w pomieszczeniach dla palaczy – przekonuje Marek Kosycarz, dyrektor z British-American Tobacco, producenta papierosów patronującego akcji.
– Apelujemy do polityków o rozsądek – zapowiada Andrzej Żołądkowski, prezes Wielkopolskiej Izby Gastronomicznej. – Zamiast restrykcyjnych zakazów, które w polskich realiach i tak nie będą przestrzegane, może warto zastanowić się nad lepszą klimatyzacją czy likwidacją idiotycznego przepisu o stolikach dla palących i niepalących.
A co z małymi barami czy kawiarniami? – Nic nie stoi na przeszkodzie, by wprowadzić lokale tylko dla niepalących i tylko dla palących – prezes Zrzeszenia Barmanów sypie pomysłami jak z rękawa. – Mogłyby też, tak jak w USA, funkcjonować u nas prywatne kluby, których członkowie sami decydowaliby, czy można tam palić. Skoro palacze chcą się zadymiać w lokalach tylko dla palących, niech to robią we własnym towarzystwie i na własne ryzyko.
– Wstęp do lokali dla palących miałyby tylko osoby po 18. roku życia. To o wiele skuteczniej chroniłoby nieletnich przed paleniem niż prowokujące zakazy – dodaje Kosycarz.
A co z narażonymi na dym pracownikami? Berendt: – Można wypłacać dodatki za pracę w szkodliwych warunkach.
Cymański przychyla się jedynie do zamkniętych prywatnych klubów, ale wątpi w ich popularność: – Palacze też nie lubią miejsc, gdzie można siekierę zawiesić.
Jeśli zezwolić na kluby, to czemu nie na „palące” samoloty czy pociągi. – Prawo zabrania wprowadzania pociągów tylko dla palących. Są dla nich osobne wagony lub przedziały. Poza tym takie połączenia byłyby zwyczajnie nieopłacalne. 70 procent dorosłych Polaków nie pali, a pozostałe 30 procent raczej jeździłoby kursującymi częściej pociągami dla niepalących, niż czekało na specjalny pociąg dla palaczy – tłumaczy Łukasz Kurpiewski, rzecznik PKP Przewozy Regionalne.
Nadzieje na samoloty tylko dla palących rozwiewa Artur Burak, rzecznik Polskich Portów: – Nie ma mowy. Słaba wentylacja nie zniosłaby takiego natężenia dymu.

Wypalamy 9 miliardów dla państwa

Na polskich palaczach budżet zarabia całkiem sporo. Akcyza rośnie co rok. Obecnie wynosi prawie 40 euro za tysiąc papierosów, a do 2008 roku zgodnie z normami unijnymi ma wzrosnąć do 64 euro. W 2005 roku do budżetu wpłynęło ponad 9 miliardów złotych. – Jeśli paczka papierosów kosztuje 6,90 to aż 70 procent tej kwoty trafia do budżetu. 3,66 to akcyza, a 1,25 to VAT – wylicza Marek Kosycarz.
– Gdy państwo podnosi akcyzę, organizacje antytytoniowe ogłaszają triumfalnie spadek sprzedaży papierosów. Ale ich konsumpcja wcale nie spada, miejsce oficjalnego obrotu natychmiast zajmuje przemyt – tłumaczy Jerzy Skiba z Krajowego Stowarzyszenia Przemysłu Tytoniowego. W latach 2000–2005 na zlecenie Stowarzyszenia zbadano 63 polskie miasta. Ankieterzy zbierali pudełka po papierosach w koszach na śmieci, autobusach, na dworcach i przystankach. Na ścianie wschodniej aż połowa paczek pochodziła z przemytu, a w miastach przygranicznych ponad 90 procent. Rekord padł w Sejnach – 98 procent.
– Na przemycie traci i państwo, i organizacje promujące niepalenie, które otrzymują na swoją działalność część wpływów z akcyzy. Tracą też palacze, bo papierosy z przemytu nie spełniają norm europejskich – mówi Skiba. Według norm UE papierosy mogą zawierać 10 miligramów substancji smolistych. Z badań paczek z przemytu wynika, że ponad połowa zawiera ich od 2 do 4 miligramów więcej.
– Tytoń nie jest już tak opłacalny dla państwa jak kiedyś – przekonuje Cymański. – Rząd wydaje dziś cztery razy więcej na leczenie chorób spowodowanych paleniem tytoniu.
To znaczy ile? Nikt w Ministerstwie Zdrowia nie umie tego powiedzieć. Zgodnie z szacunkami Cymańskiego byłoby to prawie 40 miliardów złotych. Tadeusz Parchimowicz z Ministerstwa Zdrowia wije się jak piskorz. Twierdzi, że nie da się tego precyzyjnie wyliczyć. Opowiada, że koszty są szacowane na podstawie zachorowalności na choroby wywołane paleniem (rak płuc, krtani, zawały serca). Gdy podaję mu wyliczenia Cymańskiego, dodaje: – Nie dysponujemy dokładnymi wyliczeniami, ale szacowane koszty leczenia są bardzo wysokie – przekraczają trzy–czterokrotnie wpływy do budżetu z tytułu podatków od tytoniu.
Jak pokazują dane Fundacji Promocji Zdrowia, restrykcje z ostatnich lat wcale nie wpłynęły na spadek liczby palaczy. Dziś pali osiem–dziewięć milionów Polaków. – Na początku lat 90., głównie dzięki kampaniom zachęcającym do rzucenia palenia, udało się zredukować palenie dorosłych mężczyzn z 70 do 38 procent, kobiet z 30 do 26. Ale mimo wprowadzenia zakazu reklamy stale odnotowujemy wzrost palenia u młodych ludzi, zwłaszcza dziewcząt. Średnio dwa procent rocznie – martwi się Zatoński.
– Klasyczny motyw owocu zakazanego lub „na złość mamie”. Młodzi nie mogą jak w komunizmie walczyć o wolność słowa, to walczą chociaż o wolność palenia – tłumaczy socjolog Wojciech Burszta.

Zakaz poprawny, ale...

Praktyka uchwalania podobnych ustaw na Zachodzie pokazuje, że mimo zażartej debaty nad projektem parlamentarzyści przyjmują antynikotynowe restrykcje raczej jednogłośnie. – Poprawność polityczna nakazuje dziś tępienie palaczy. Mało który polityk wychyli się z szeregu, by ich bronić, bo zaraz przyczepią mu etykietkę „idącego na pasku koncernów tytoniowych” – tłumaczy profesor Burszta.
Oficjalnie posłowie zachwalają pomysł kolegi. Na boku jednak podśmiewają się z gorliwości antynikotynowego neofity i liczą, że wraz z ustawą Cymańskiego trafi też do Sejmu o wiele mniej restrykcyjny projekt Ministerstwa Zdrowia. Odpowiedzialny za niego Tadeusz Parchimowicz chce jedynie doprecyzować przepisy starej ustawy, które dziś powodują najwięcej nadużyć. A więc zlikwidować stoliki dla palących i niepalących w jednej sali oraz takież przedziały w pociągach.
– Tadzik, opanuj się, nie daj się wciągnąć w tę krucjatę – mówią Cymańskiemu koledzy, posłowie palacze. I straszą: – Wyborcy cię zjedzą, zobaczysz, sfajczysz sobie karierę.
On jednak boi się bardziej czegoś innego: – Obawiam się, że problem tego zakazu może rozpętać dyskusję nie merytoryczną, ale ideologiczną. Bo zakazywanie palenia w sumie ogranicza prawa pewnej mniejszości.

Tekst wzięty z Przekroju http://www.przekroj.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1577&Itemid=48

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group